Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/053

Ta strona została uwierzytelniona.

powiodło mu się jakoś, i ot samo tylko stare obuwie do naprawiania mu dawali.... Jestem dzieckiem ludu, bracia moi. Wiecie już, kim był mój ojciec. Matka zaś żyje jeszcze i na Zielonym rynku warzywo i bułki sprzedaje.... przekupką jest....
— Na Zielonym rynku, — zawołali obecni, — pan tedy rodem z naszego miasta!
— A z waszego, drodzy moi, z waszego! tylko, żem tu od bardzo dawna nie był....
Pociągnął smyczkiem po strunach i nastrajał je przez chwilę. Siedzący dokoła stołu ludzie, oddech nieledwie powstrzymywali w piersiach; Anastazya nawet stanęła pod piecem ze skrzyżowanemi rękami, w postaci oczekiwania pełnéj.
Kępa grać zaczął. Zrazu uderzył silnie w struny i wywołał z nich tłum tonów, pół wesołych, pół smętnych, które przez czas jakiś zdawały się wirować w chaosie i nieporządku, z płaczem i śmiechem zbiegać się ku sobie, łączyć się, to odtrącać naprzemian, aż nakoniec, szeregiem niby wyciągnąwszy się w długim i hucznym passażu, związały się w jeden wielki, pełen rozgłośny akord. Z akordu tego dopiéro, niby nić z kłębka, wysnuła się melodya dziwna. Z początku byłto walc tylko, jeden z tych utworów muzycznych, które, w epokach pewnych, brzmią po świecie całym od góry do dołu, od sklepień wspaniałych sal koncertowych do błotnistego podwórza, napełnionego skrzypiącemi dźwiękami ulicznéj katarynki. Wkrótce jednak, znana powszechnie melodya ta ustąpiła przed improwizacyą grającego, improwizacyą rozpaczliwą, a zarazém usianą tu i owdzie uśmiechami ekstatycznéj radości, namiętną aż do szału, to znowu rozlewającą się morzem sennych i łagod-