nych marzeń. Zgrzyty ponuréj żałości łączyły się tam z westchnieniami bezbrzeżnéj jakiéjś nadziei, burze szumiały i lały się łzy, wykrzyki i jęki topniały w przyciszone miłośne szepty. Nie była to gra prawidłowa, ani czysta zupełnie, ani mistrzowska. Audytoryum, złożone z wybrednych znawców, nie zostałoby przez nią zachwyconém bezwarunkowo i trwale; jednak przypuszczać można, że, na chwilę przynajmniéj, mogłaby je ona porwać i unieść. Była to gra genialnego samouka, bezładna, lecz porywająca, gra szaleńca, który dla tego tylko może mistrzem nie został, że był szaleńcem. Słuchacze, zebrani w izbie cmentarnego stróża, nieruchomo poschylali twarze swe, gęsto obrosłe, lub blade i wychudłe, nad stołem, okrytym okruchami chleba i rozlaném tu i owdzie piwem. Na stole stała jeszcze misa wypróżniona, leżały w nieładzie drewniane łyżki i dopalała się, w wielką brukiew oprawiona, łojówka. Daléj, w czerwonawém oświetleniu dogorywającego ogniska, na tle żółtawego pieca, zarysowywała się gruba i ciężka postać zasłuchanéj Anastazyi; daléj jeszcze, po za niziutkiemi otwartemi drzwiami, w sąsiednéj izbie migotała, jak blada iskra, lampka, przed świętym obrazem płonąca; z ciemnego zaś kąta, z tego samego kąta, w którym przed kilku laty, w pokorze i trwodze, stanęła była, wchodząc tu, matka Sylwka, płynęła, porywając, a nieprzerwana, w wiekuisty zda się strumień tonów przemieniona, muzyka.
Kępa grał bardzo długo, nakoniec jednak grać przestał. Urwał w połowie taktu, opuścił w dół ramię ze smyczkiem i stęknął ze zmęczenia. Upłynęło kilkanaście sekund, a nikt z obecnych nie wymówił ani jednego słowa i nie uczynił najlżejszego poruszenia. Wszyscy pozostali w postawach uprzednich, jak skamieniali. Cisza zapanowała w izbie,
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/054
Ta strona została uwierzytelniona.