mu przez palce. Od czasu do czasu, w bezdennéj jakby żałości, przechylał się boku na bok i zcicha wymawiał: biedna! biedna! śliczna ty moja! różo ty moja! biedne ty moje dziecko skrzywdzone! zgubione!
W cichym, rzęsistym płaczu jego i stłumionym szepcie było tyle szczerego, namiętnego żalu, że Anastazya z poszanowaniem, czy może zmięszaniem, odeszła ku ognisku, a Sylwek przerwał robotę swoję i wpatrywał się w płaczącego człowieka ciekawemi i zamyślonemi oczami. Mętnie rozumiał, że szło tu o niego. Potem Kępa przestał płakać i zaczął gorączkowo rozpytywać się Anastazyi: ile lat temu ona tu była? jak wyglądała? co mówiła? dokąd się udała? co czynić zamierzała?
Anastazya skąpych tylko udzielić mogła odpowiedzi. Sama wiedziała niewiele.
— W służbę iść miała i poszła pewnie, a co z nią stało się potém, alboż ja wiem? Całe miasto strzęsłam i ani śladu jéj nie znalazłam. Umarła może, albo zmarnowała się, albo i za mąż dobrze poszła, to wstydu swego przed mężem i ludźmi pokazywać nie chce...
Kępa zawołał do siebie Sylwka, wziął go na kolana, całował mu twarz i oczy i rozczochrane włosy drżącą ręką gładził. Anastazya nie wzbraniała mu tych pieszczot. Zbliżyła się w zamyśleniu i ze wzrokiem, iskrzącym się ciekawością, zapytała zcicha: cóż? bogaty on? bardzo bogaty?
— Bardzo bogaty, — stłumionym głosem odparł Kępa; — majątki ma rozległe, lasy ogromne, pałacyk pełen książek, obrazów, źwierciadeł... raj, mówię wam, matko, raj ziemski; a on sam, w raju tym, jak bożek, wysoki, piękny i z taką szlachetną, wspaniałą postawą... Cerę twarzy ma téż smugłą,
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/063
Ta strona została uwierzytelniona.