Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/067

Ta strona została uwierzytelniona.

— Na co ja mu to powiedziałem? na co ja to niewinne serce strułem... o! jakże jestem słaby i do zboczenia z drogi méj skory...
Doświadczał widocznie srogich wyrzutów sumienia.
— Jeżeli łaska wasza, — zaczął znowu po chwili, — wezmę kawałek chleba i posilę się nim w drodze... iść już muszę... czasu nie mam... dostałem posadę o dwadzieścia mil ztąd, we wsi dużéj i ludnéj... pole do działania obszerne czekają tam na mnie ci, których oświecać, doskonalić i do szczęścia prowadzić, jest mojém zadaniem. Bądźcie zdrowi ludzie zacni, pod których dachem spotkała mię ciężka boleść, sroga walka i upokarzający upadek... Bądźcie zdrowi!
— Co on plecie? — zcicha do żony szepnął Łukasz. Anastazya niecierpliwie wzruszyła ramionami. Kępa stał już przy progu, z tłómokiem na plecach i skrzynią, zawierającą skrzypce, w ramionach.
— Bądźcie zdrowi, przyjaciele moi, — powtórzył głosem, w którym brzmiało serdeczne ciepło, lecz wnet, z kaznodziéjską uroczystością, dodał: kochajcie się, dzielcie się dobrém waszém z biedniéjszymi od was, bądźcie gorliwymi siewcami przyszłéj doskonałości i przyszłego szczęścia ludzkości.
Kiedy wyszedł i drzwi zamknęły się za nim, Łukasz przyłożył sobie wskazujący palec do czoła i, wpół żałośne, wpół drwiące, spojrzenie zwrócił na żonę.
— Aha! — potwierdzająco odpowiedziała Anastazya.
— Szkoda! — dodał Łukasz, — bo i uczony i gra ślicznie i śliczne rzeczy przepowiada! Oj, żeby to już prędzéj maszyny zaczęły wszystko robić za ludzi, a świat przemienił się w rajski ogród. Chodź sobie tylko wtedy po gładkich ścieżkach, jabłka rwij i do gęby?... Niewiem tylko, czy to,