Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/071

Ta strona została uwierzytelniona.

w téj porze dnia bywało, biedz na cmentarz, usiadł na ziemi, w najciemniejszym kącie izby, brodę oparł na ściśniętych pięściach i myślał. Pod wieczór, Anastazya, z czołem opuszczoném na rozrzucone po stole szmaty płótna, zasnęła; w domostwie zapanowała grobowa cisza, przerywana niekiedy frunięciem skrzydeł przelatującego za oknami wróbla, albo stuknięciem w szyby wpółzmarzłego dzięcioła. Lecz i wtedy jeszcze, gdy zmrok, od leżących dokoła śniegów, przezroczysty napełnił izbę, pomiędzy wielkim, żółtym piecem, a zielonawym pasem pleśni, obiegającéj dół brudnobiałéj ściany, nizko przy ziemi szarzała i pałającemi oczami błyskała skurczona i nieruchoma postać dziecięca. W psychicznéj istocie Sylwka odbywał się dnia tego akt niezmiernéj, w życiu każdego człowieka, wagi; akt, w którym, przed człowiekiem, poraz piérwszy, z grubych jakby mroków, wyłania się i, w porankowem niby świtaniu, staje świadomość położenia, w jakiém go los postawił, cierpień przenoszonych i ich źródła, żądz uczuwanych i ich przedmiotów. Pamięć miał wyborną, zapamiętał wszystko dokładnie. Słuch miał szczególnie wrażliwy, pochwycił téż nim dźwięki i nagięcia głosu, z jakiemi wyraz każdy był wymawianym. Wyobraźnia jego była żywą, z każdego więc prawie wymówionego słowa przed oczami jego wytworzył się obraz. O zmroku, w ciszy, w wielki kłąb zwite przypomnienia, zapytania i obrazy, rozwijały się w jedną, długą nić... po nici téj przesuwała się myśl dziecka, słaba zrazu, niby omackiem, śród ciemności, drogi szukająca, potem silniejsza coraz i coraz jaśniéj widząca wszystko, w sinych głębiach rozlewającego się przed nią świtu. Zrozumiał przyczynę srogich gniewów, których doświadczał często. Domyślił się, dowiedział się, że przyczynami temi były duszne i brzydkie