to samo czynił z drugą, tak, że ciągle prawie stał na jednéj tylko nodze. Ciągle téż patrzał na zgrabnie i ciepło obute nogi rówieśników. Żeby ich wszystkich djabli wzięli! szepnął. W téjże saméj chwili, w stronę jego biegła malutka dziewczynka, cała, od stóp do głowy, błękitna, w błękitnych nawet bucikach, oszytych futrem. Złośliwy, jadowity uśmiech przesunął się po zsiniałych wargach Sylwka. Wysunął z pod algierki czerwono-siną nogę swą i, przestawszy chwilę w wyczekującéj postawie, przycisnął nią, z całéj siły, przebiegającą przed nim malutką, błękitną nóżkę. Właścicielka nóżki wrzasnęła boleśnie i przeraźliwie i twarzą na śnieg upadła. Sylwek schował się za drzewo i zaśmiał się krótkim, ale złym śmiechem. Masz! warknął, ty... co w takich pięknych bucikach chodzisz...
Wymawiając te wyrazy, roziskrzone spojrzenie rzucił w górę, ku wyższym piętrom kamienic, plac otaczających, ku wielkim oknom, za któremi malowniczo zwieszały się firanki i, pomimo zimy, zieleniały gęste liście roślin, ku rzeźbionym gzemsom, obiegającym dokoła, wysokie, w słońcu gorejące, dachy. Tak mu jednak zimno było, że odejść musiał. Odszedł — i wszedł na ludną ulicę, lecz nie patrzył już, jak wprzódy, ani na wystawy sklepów, ani na przebiegające środkiem konie w barwistych siatkach i dzwoniącéj uprzęży, tylko niespokojném, gorączką rozpaloném, okiem wynajdywał, pośród przechodniów, drobne dziecinne postacie i wnet na ich obuwie spoglądał. Jedna wyłączna myśl, jedno wyłączne uczucie zapanowały nad nim. Nie wiedział, że to, pracujące w nim, uczucie było zawiścią; nie mniéj jednak uczuwał zawiść, która wiła się mu, płakała i krzyczała w piersi, a pomiędzy drobnemi i śnieżnie białemi zębami jego, które od czasu do czasu dzwoniły z zim-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/078
Ta strona została uwierzytelniona.