był od tych rówieśników swoich, którzy kiedyś, z powodu nędzy i łachmanów jego, tak srodze odepchnęli go od siebie! Łachmany! Po raz ostatni miał on już je na sobie. Jak zaś wyglądać on będzie, wracając za godzinę, za dwie godziny z miasta, zobaczą one... te kowalczuki jakieś... zobaczą!
Dosięgłszy jednéj z wązkich i pustych uliczek miasta, stanął, przyparł się ramieniem do rogu staréj jakiéjś, chropawéj ściany, wyjął z kieszeni skarb swój i, troskliwie trzymając go w dwóch palcach, jął się mu na nowo przyglądać. Nagle, za plecami jego, nad samém jego uchem, rozległ się wykrzyk:
— Oho! jaki śliczny pierścionek!
Sylwek, nie zlękniony wcale, obejrzał się i zobaczył stojącego za sobą chłopca, który, o lat dwa lub trzy, mógł być starszym od niego, miał na sobie obcisły surducik z błyszczącemi guzikami, a na głowie zgrabną czapeczkę, srebrnym galonikiem oszytą. Twarz chłopca tego cerę miała delikatną i czerwonawą, z pod czapeczki wyglądały mu włosy kędzierzawe i bujne, ale brzydkiego, żółtawego koloru; blado-błękitne zaś i nieco zezowate oczy jego z chciwą ciekawością wpijały się w trzymany przez Sylwka przedmiot.
— Śliczny pierścionek? — powtórzył głosem, w którym zachwyt mięszał się z szyderstwem.
— A ba! pewnie, że śliczny... — tryumfująco odrzekł Sylwek, i z ciekawością przypatrywał się ubraniu i twarzy nieznajomego.
— Ciekawym, — zaczął nieznajomy chłopak, — ciekawym bardzo: zkąd taki obdartus, jak ty, może mieć taki pierścionek... Ukradłeś, czy co?
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/091
Ta strona została uwierzytelniona.