Archanioł Michał mieczem ognistym z królestwa boskiego wypędził!
Kobiéta zerwała się, chustkę z głowy zdarła, o ziemię ją cisnęła i znowu w płacz i krzyk uderzyła. Poprzychodzili wkrótce znajomi, przywlekły się kumoszki i przez wieczór cały, do późnéj nocy, przy świetle łojówki, oprawionéj w brukiew, przed czarnym otworem pieca, w którym nikt ognia nie rozniecił, wrzało i gotowało się jak w garnku.
Nazajutrz Anastazya z łóżka nie wstała. Podnosiła się razy kilka na posłaniu i znowu na nie opadała. Oddech jéj był tak chrapliwy, że w izbie sąsiedniéj sprawiał wrażenie przesuwania piły po drzewie. Widać było, że dusiła się niemal i cierpiała bardzo, jednak, nie skarżyła się na to wcale. Fizyczne cierpienia pogrążyły się całkiem w przejmującéj nawskróś trwodze i żałości. Mówiła z trudnością wielką, lecz nieustannie poruszała ustami, to szepcząc, to chrapliwy głos wydobywając z gwałtownie falującéj piersi. Do kumoszek, otaczających pościel jéj z lekami, pocieszeniami i ubolewaniem, zwracała oczy, które zdawały się wołać o ratunek.
— Kopał dołki, — szeptała, — kopał... aż wykopał!
Chwilami, wielkie zorane czoło jéj i obwisłe policzki, okrywały się wyrazem przerażenia.
— Pod Farę... — jęczała i chrypiała, — pod Farę, prościuteńko! Na wschodach tylko siąść i rękę wyciągać! O, Boże mój najmiłosierniejszy! szlachecką córką urodziłam się... ojciec własnéj ziemi kawał parą wolików orał, matka krówki własne doiła i lenek własny przędła... czemum ja w ojcowskiéj ziemi dzieckiem małém nie legła! czemu mi z matczynego lenku śmiertelnéj koszulki nie zrobili!...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/099
Ta strona została uwierzytelniona.