Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.

Tak skarżyła się i wyrzekała przez dzień cały.
Łukasz nie wychodził z domostwa, ani na krok, i choréj żony doglądał z troskliwością wielką. Co chwilę podnosił i przekładał jéj poduszki, przynosił wodę i zwilżone chusty, na żar, przy łóżku jéj postawiony, rzucał święcone zioła, przez co izba napełniła się kłębami duszącego dymu. Po południu wyjął z szafki bochen czarnego chleba, ukroił zeń ogromny kawał i z pełnemi ustami nachylał się nad żoną, zniżonym i pełnym ubolewania głosem pytając:
— Cóż, Nastasiu, cóż? jakże ci? nie lepiéj?
Na Sylwka nikt dnia tego uwagi żadnéj nie zwracał. To téż, jedyném przez dzień cały pożywieniem jego był kawał twardego, jak kamień, séra, wyszperał go gdzieś na pułce, pośród garnków, i nie prędko zgryzł pod piecem.
Ku wieczorowi Anastazya przycichła nieco i wzrokiem, który szczególnego nabierał wyrazu, ścigać poczęła krzątającego się po izbie męża. Kiedy nachylił się ku niéj, pytając znowu: cóż, Nastasiu, cóż? rzuciła ręką w stronę kilku kobiét, które u okna, zbite w gromadkę, szeptały pomiędzy sobą, naradzały się i głowami z ubolewaniem wstrząsały.
— Niech idą! — wymówiła, — niech sobie idą! — i z dziwną u niéj łagodnością dodała: — z Panem Bogiem! z Panem Bogiem!
Po chwili, kobiét radzących i ubolewających w domostwie już nie było. Łukasz, z grzecznością wyszukaną i z długą przemową, poprosił je, aby poszły sobie, a nazajutrz wróciły.
— Już ja żonkę sam dojrzę, — zakończył, — przecież... przysiągłem jéj przed ołtarzem miłość i wierność aż do grobu; tak mi Panie Boże, w Trójcy Ś-téj Jedyny, dopomóż, Amen.