— Aj, aj! — odrzekł Sylwek, — nibyto ja nie umiem. Żeby mnie tyle dni szczęśliwych, ile ja godzin przesiedział i przestał tam w mieście, katarynek słuchając... tom i napatrzył się, jak to się robi...
Na parę godzin przed wieczorem, w dwóch izbach, składających wnętrze starego cmentarnego domostwa, pusto było zupełnie. Żydzi i kobiéty różne, po długich targach, sprzeczkach i gwarach, rozebrali pomiędzy siebie i roznieśli cały owoc czterdziestoletnich trudów i zgryzot Anastazyi. Stoły i stołki, zydle, garnki, misy, gospodarskie i ogrodnicze narzędzia, skrzynie, pełne łachmanów przerozmaitych, święte obrazki nawet, których długi szereg ścianę sypialni przyozdabiał, zniknęły. Łukasz, wziąwszy od nabywców kilka zżółkłych, podartych asygnat i parę garści miedzianych monet, poszedł do miasta; Sylwek, powrotu jego oczekując, zebrał, z ogrodu i cmentarza, dużą więź zeschłych gałęzi i trzeszczący ogień w piecu rozniecił. Siedział potém przed ogniem tym na ziemi, wygrzewał sobie ręce i uśmiechał się do skaczących i szumiących płomyków. Łukasz wrócił niebawem; pudło ciężkie, które przyniósł z sobą, z pleców na ziemię spuścił, czapkę mokrą od deszczu strzepnął i obejrzał się dokoła. Izby, stojące pustkami, i cztery nagie ściany, pełne sinych i zielonawych plam wilgoci i pleśni, wywarły na nim przykre wrażenie.
— Uf! — stęknął, — smutno tu, gdyby w mogile... Za nieboszczki weseléj było, oj! weseléj... wieczne odpocznienie racz jéj dać Panie, a światłość wiekuista...
Usiadł na jedynym zydlu, jaki pozostał w izbie, a szepcąc pacierz za umarłą i wzrokiem tocząc dokoła, jakby jéj lub śladów jakichś po niéj szukał, płakać zaczął. Płakał tak, że aż chlipał. Chciał rękawem łzy z twarzy otrzeć, ale
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.