Sylwek stał jak wryty.
— Kiedy nie mogę, — wyszeptał.
Nie mógł istotnie. Nogi mu zesztywniały; ręce mimowoli, w trosce jakby wielkiéj, utonęły w gęstwinie włosów.
— Jesteś krnąbrne i nieposłuszne dziecko, — przestając grać, wymówił Łukasz, — kiedy każę ci tańczyć, czemuż nie tańczysz? Czcij ojca twego i matkę twoję, powiedział Pan Bóg Mojżeszowi na górze Synai... A ja tobie przecież jak ojciec... Zresztą, może i nie wiesz, jak zacząć... pewnie nie wiesz. No, cóż robić! trzeba stare nogi pofatygować i lekcyą ci dać! Patrz no, jak panicz jakiś, lekcye tańców brać będziesz! Stańże tu i kręć, a ja potańczę... zobaczysz jak...
Stanął na środku izby i wziął się w boki.
— Ho, ho! — krzyknął, — po wielkich domach sługiwałem za młodu... tańce widywałem i jakie!... solone... różne... Wytrzeszczże oczy, korbą kręć dobrze i patrzaj...
W izbie panowało szarawe, mętne światło, bo deszcz oblał i zmącił i bez tego już niezbyt przezroczyste szyby okien. W świetle tém, przed ogniem, który kilku żółtemi językami kołysał się jeszcze w czarnéj głębi pieca, mały, kościsty człowiek, z czerwonemi od płaczu oczami, z garstką włosów rudawych, zjeżonych nad nizkiém, wyżółkłém czołem, puścił się w szczególny, solowy taniec, będący obertasem niby, niby kozakiem, najbardziéj zaś improwizowaném szaleństwem. Dłonie wspierał na kłębach, stopami, okrytemi podartém obuwiem, wybijał hołupce i zakreślał po chropawéj podłodze różne koła i zygzaki. Głowę spuszczał nizko na piersi i nogom swoim się przypatrywał, albo téż podnosił ją wysoko z fantazyą i butą. Rozhulał się. Blade źrenice jego błysnęły i rozogniły się, od czasu do czasu pokrzykiwał: hu, ha!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/110
Ta strona została uwierzytelniona.