Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

czą czarność jego włosów i ognistą cerę twarzy, pod któréj śniadą skórą zdawały się płynąć płomienie. Opasany kolorową taśmą lub szmatą, w trzewikach, przez dziury których wyglądały bose stopy, a od których taśmy połatane sznurami oplatały mu nogi aż do kolan, w góralskim kapeluszu, rzucającym mu na górną część twarzy cień posępny, chłopak ten nie wyglądał przecież na ulicznego skoczka lub pajaca. Widok jego przywodził raczéj na pamięć fantastyczne historye o dzieciach, które, ze złoconych kolebek porwane, hodowały się po obozach cygańskich. Wysokim był nad wiek, wysmukłym, a członki jego posiadały gibkość i delikatność, nigdy prawie nie spotykaną u ludzi z niższych warstw społeczeństwa. Kiedy, śród rozległych i ozdobnych dziedzińców, najczęściéj jednak w głębi błotnistych i ciasnych podwórek, tańczył w takt katarynki, wygrywającéj polki swe, walce i kontredanse, nikt, z licznych najczęściéj widzów, nie czuł ochoty do śmiechu. Tańce jego nie miały w sobie istotnie nic śmiesznego. Była w nich owszem niezrozumiana przez nikogo, lecz mimowiednie odczuwana, tragiczność, tkwiąca w sprzeczności, zachodzącéj pomiędzy losem dziecka tego, a wyrazem twarzy jego i całéj postaci. Bywały dnie, w których chłopak tańczył niechętnie, z musu tylko widocznie, i wtedy jednak powolne, leniwe jego ruchy miały w sobie doskonałą harmonią, jakąś melancholijność półsennych marzeń. Wtedy i oczy jego były półsenne, przygasłe a głębokie, jak czarne otchłanie. Lecz zdarzało się często, że, pod wpływem, bądź nastroju własnego, bądź ilości zwróconych nań oczu, bądź jeszcze widoku jakiegoś, który mu rozbudził uczucie lub wyobraźnią, chłopak ożywiał się i roznamiętniał. Podówczas taniec jego miewał w sobie coś szalonego i zapamiętałego. Gwał-