Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

glądającym z pośród nich okopconym kominem lampki, w powietrzu, zgęszczonem od mgły deszczowéj i błotnistych wyziewów, ciężko i głucho toczył się szum przyciszony, z głębi jakby budynku, w którego ścianie tkwiło okno, wychodzący, ale z dalekiéj jego głębi, z za niejednych drzwi zamkniętych, z dziedzińca oparkanionego, z za szyb, okiennicami osłoniętych. Był to rozgwar jakiś nieokreślony, to przycichający, to wzdymający się chwilami, a w którym nic, żadnego głosu wyraźnego, żadnego brzmienia, z pochodzeniem zrozumiałém, wyróżnić było niepodobna.
W dole za to, tuż pod oknem, z pośród szmerów wiatru i plusków rynsztoka, wyróżnić się dawał wyraźnie oddech piersi ludzkiéj, chwilami zaledzie dosłyszalny, lecz chwilami sapiący i śpieszny tak, jakby się tam komuś na płacz zbierało. Niekiedy odzywał się téż tam szept urywany, a coraz głośniéjszy i jakby niecierpliwszy, przyciszone niby i trwożliwe, a nadaremne przywoływanie kogoś. Potém, u dołu ściany, dał się słyszeć szelest poruszającego się jakiegoś ciała, pod dotknięciem jego plusnęła jakaś kałuża, i z grubéj ciemności, na mętne światło spływające z okna, wydobyło się coś małego, coś po mokrych kamieniach pełznącego, a mającego pozór czworonożnego zwierzątka. U samego brzegu rynsztoka, to małe, a w ciemności nieokreślone, stworzenie znieruchomiało i wydało z siebie głos. Był to głos dziecinny, srebrny, wpółsmutny a wpółrozkapryszony, z niecierpliwością połączoną, z utęsknieniem wołający ku mętnym szybom i ustawionym za niemi butelkom.
— Papciu! papciu! papciu!
Zarazem, światło, pochodzące od lampki z długim okopconym kominem, oświeciło drobną postać tę, która, rękami przytrzymując się pochyłości, rozdzielającéj ścianę z ryn-