mienia, wijąca się w okopconym kominie lampki, świeciła mu prosto w oczy. Ptak usnąć nie mógł, a małe, czarne źrenice jego rozwarte były, nieruchome i smutne. Dziecko, siedzące nad brzegiem rynsztoka, składając drobne wargi w zarys pieszczotliwy, wlepiało wzrok w ptaka, bezsennie dumającego za oknem szynkowni.
W téj chwili, zdaleka, z ulicy, do któréj przytykał odległy koniec zaułka, dała się słyszeć muzyka katarynki. Arya uwięzionego w wieży Trubadura, która, po niezliczone tysiące razy wydobywając się z piersi genialnych artystów, napełniała sobą rzęsiście oświetlone sale teatrów, i wstrząsała sercami wytwornych słuchaczy, tym razem drżące trele swe lała na błoto i rynsztoki, pogrążone w grubych ciemnościach. Zbliżywszy się przecież ku zaułkowi, katarynka umilkła; natomiast rozległy się po kamieniach równe, silne, męzkie stąpania, aż nakoniec, tuż przy oknie szynku, ale w cieniu jeszcze, ozwał się dźwięczny, młody głos męzki:
— A ty Klarka znowu tutaj! w błocie siedzisz, jak żaba, i na papkę swego czekasz! Ha! Klarka! czy to ty, czy psiątko jakie?
— Ja! — odpowiedziała dziewczynka i pytającym tonem dodała:
— Sylwek! czy co?
— Czy co? czy Co? — przedrzeźnił ją głos męzki, — cygan może, wilk, niedźwiedź! Hu nu! Hu nu!
Wraz z tém naśladowaniem niedźwiedziego ryku, czy wilczego wycia, ciężki przedmiot jakiś, na ziemi stawiony, stuknął o kamienie, a dwoje ramion, gibkich i silnych, opasało dziecko i podniosło je z nad ziemi. Wtedy, w mętném oświetleniu, spływającém z okna szynku, inny znowu ukazał
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.