Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

— Aha! pięknie tam bawi się ptaś twój! Wczoraj Wincek mularczyk oczy mu chciał wyłupić, a potém upoił bułką, moczoną w wódce. Papko ptasia twego w zastaw za kruczek wódki oddał, wykupić go ani myśli... już chyba ja ci go kiedy wykupię, jak mi z okien dużo srebrnych groszy narzucają...
Tu ze stukiem zardzewiałych zawias i klekotaniem złamanéj klamki otworzyła się i wnet zamknęła furtka, umieszczona w pochyłym parkanie. Sylwek, niosąc wciąż Klarkę w objęciu, wszedł na dziedziniec długi i wązki, kształtem swym do jakiéjś przepaścistéj szyi podobny, którego stronę jedną zajmowało długie nizkie domostwo, drugą otaczały rozwalone płoty i budynki, a daleka głębia, w ciemności nawet, czerniała jakąś wysoką i u szczytu w różne kształty połamaną budową. Długie, nizkie domostwo było tém samem, którego front, ku zaułkowi zwrócony, posiadał jedno tylko okno i jedne wązkie drzwiczki. Od strony zaułka miało ono pozór malutkiego domku; w istocie zaś było obszerną, próchniejącą ruderą, która jednym szeregiem okien zwracała się ku dziedzińcowi, drugim — ku wązkiemu i błotnistemu pasowi ziemi, wiecznie pustej, a otoczonéj parkanem z desek tak wysokim, że zarówno światłu dziennemu, jak spojrzeniom ludzkim przystęp do okien tamującym. Okna rudery osłonięte były okiennicami, których szczeliny przepuszczały gdzie-niegdzie wązkie strugi światła. Pomimo okiennic jednak, szum ów nieokreślony, dający się słyszeć już w zaułku, stawał się ze strony dziedzińca głośniéjszym i wyraźniéjszym.
Młody wysmukły chłopak, niosący w ramionach malutką dziewczynkę, minął okna długiéj rudery i zmierzał ku wysokiéj i połamanéj masie owéj, w głębi dziedzińca czernie-