Sylwek zdjął z pleców katarynkę, umieścił ją na stołku i, skinieniem głowy witając gospodarza miejsca tego, zapytał:
— Potrzebny wam będę dziś, czy nie?
— Albo ja wiem, — obojętnie odpowiedział szynkarz, — idźcie tam, to zobaczycie: czy ochotnicy będą albo nie będą! Gości dość chwała Bogu... może i muzyka przyda się...
Sylwek postąpił ku, znajdującym się w głębi sklepiku, drzwiczkom nizkim, węższym jeszcze od poprzedzających, a których górna połowa, z dwu szyb szklannych złożona, okryta była z przeciwnéj strony ciemną zasłoną.
Był tak wysoki, że schylić się musiał nieco, aby przejść przez drzwiczki te, w głąb domostwa prowadzące. Gdy tylko otworzył je, buchnęły przez nie do sklepiku fale gwaru i kłęby dymu. Dymu tego, pochodzącego od palonych najpośledniéjszych gatunków tytoniu, za drzwiczkami temi było tak wiele, że zrazu, znajdujące się pośród niego przedmioty i osoby, wydawać się mogły gromadą niewyraźnych widm. Po chwili jednak oko przyzwyczaiło się do gęstéj i cuchnącéj mgły téj i rozpoznać mogło izbę dość obszerną, z brudną podłogą i nizkim belkowanym sufitem, z okopconemi ścianami, u których świeciły dwa zapłakane kinkiety. Pośrodku izby stał bilard, którego sukno, od starości i plam, z zielonego stało się brunatném, a dokoła którego stało i chodziło kilku ludzi, najbardziéj do widm podobnych; bo mgła tytuniowa, coraz nowemi kłębami dymu wzmagana, w miejscu tém najgęstszą była, tak gęstą, że aż z szarości przechodziła w żółtość. Za bilardem można było rozpoznać drzwi na oścież otwarte, a za niemi jedną jeszcze izbę, niewielką, pustą zupełnie i oświetloną przez żółtą łojową świeczkę, palącą się w mosiężnym lichtarzy-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.