ku, na beczce, z któréj rozchodził się i z dymem tytuniu łączył zapach kwaszonéj kapusty. U ścian bilardowéj izby, pod zapłakaném światłem kinkietów, stało parę ławek i kilka stołków i stołów. Na jednéj z ławek tych, najbliżéj kinkietu, więc lepiéj od innych oświetlonéj, siedział człowiek średniego wzrostu, barczysty, choć chudy, z siwiejącemi, krótko przystrzyżonemi włosy, z twarzą dużą, bez zarostu, jednostajnie bladą, a w okolicach oczu i ust nabrzękłą. Siedział on w postawie wielce zaniedbanéj, bo górna część ociążałego ciała jego leżała prawie na stole, który pokryty był taką grubą warstwą rozlewanych nań wciąż i samoistnie wysychających płynów, że przedmiot każdy, położony na nim, przyklejał się do jego powierzchni. Ze wskazującym palcem, w górę wzniesionym, z ogłupiałym uśmiechem na obrzękłych wargach, człowiek ten, monotonnym i nakształt strumienia nieustannie ciekącym głosem, prawił:
— Mówię wam, że źle jest na świecie! Ludzie ludźmi, jak gałkami rzucają! Stanąłeś gdzieś, wrosłeś w ziemię, skopałeś ją własnemi rękami w pocie czoła, tak, tak, w pocie czoła, bo nie zawsze przecież człowiek hultajem był i pijakiem, ale kiedyś pracował porządnie i myślał sobie: tu stoję, tu żyję, tu pracuję, panie mój łaskawy, tu tedy i daléj żyć będę z familiją moją! Aż to nie! Idź precz! mówią! Za co precz? dla czego precz? po co precz? czy ja próżniak jestem? albo złodziéj? albo rozpustnik jaki? Broń Boże! Całe miasto świadkiem, jaki z Hilarego Szarskiego urzędnik był. Do bióra chodził punk...tu...al...nie, czynność swoję znał, panie mój łaskawy, jak swoje własne sumienie, nikomu nic złego nie robił, broń Boże! Idź precz! za cóż precz? dokąd precz? z familiją! na bruk! bez grosza!... ot, panie
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.