Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.

odpowiedniéjsze przyzwyczajeniom i gustom swoim? była to jego tajemnica. Przyszedł tu, ażeby grać, być może dla tego także, aby porozumieć się z młodą dziewczyną, któréj ładna, choć znużona, twarz świeciła z kąta izby bezczelnemi oczami. Spoglądał na nią od czasu do czasu i przesyłał ku niéj tajemnicze znaki porozumienia; lecz, po krótkich roztargnieniach tych, oddawał się znowu grze bilardowéj z zaciętością i hazardownością, zdradzającą namiętnego gracza. Dwie partye wygrał; wyrobnik, w ubielonym fartuchu, położył na brzegu bilardu małą monetę srebrną, a gdy widzowie objawiali mu swe współczucie, z wesołą niedbałością zawołał:
— Co tam! jutro zarobię znowu!
— Nie, odergaj się! — zawołało głosów parę, — odergaj się Franek! Rewanż! Panicz przecież rewanż ci dać powinien! Alboż to ładnie paniczowi takiemu grosz biednego człowieka z szynku wynosić! Panicz tu wypadkiem! przegra ci jeszcze tyle, że garniec spirytusu nam postawisz...
— Rewanż! — zawołał młody człowiek, którego paniczem nazywano i niespokojnie oglądając się ku dziewczynie, którą obdartus jakiś, trzymający w ręku zatłuszczony banknot rublowy, do sklepiku prowadził, pochwycił znowu kij bilardowy. W tém, ciemna i zgrubiała, lecz uderzająco kształtna, ręka silnie uderzyła go po ramieniu.
— Przecież choć raz cię złapałem, bratku! — zawołał tuż za plecami jego Sylwek. Młody człowiek drgnął i odwrócił się.
Przez chwilę obaj patrzyli sobie w twarze.
— Pamiętasz? — wymówił Sylwek, — a wargi mu drżały i śmiechem i zarazem gniewem. Widać było, że pusta wesołość walczyła w nim z głuchą złością. Złość przemogła.