z owego! Ot gadaj mi pan lepiéj, gdzie bywałeś, co porabiałeś i widziałeś na szerokim świecie, bom ja strasznie wszystkiego ciekawy, a o panu myślałem zawsze, żeś bardzo mądry i wszystkiego nauczyć możesz! Ależ zestarzałeś się pan! no! pamiętam, jakeś był u nas, tak jakby wczoraj. Zdaje się, żeś sobie był jeszcze nie stary. A teraz! gdzie! Dziady kościelne lepiéj wyglądają!
— Koleje życia, dziecko moje! — trzęsąc głową odpowiedział Kępa, — ciężkie koleje życia!
I z oddźwiękiem patetyczności w głosie, dodał:
— Tak zawsze bywa z tymi, którzy poświęcają się dla ludzkości!
— I bogatym także chyba pan nie jesteś... — rozpatrując się wciąż w postaci przybyłego, ciągnął Sylwek. — Czy to pan niemasz innego odzienia, żeby tak w siermiędze po mieście chodzić!
— Niemam, niemam! zkądżebym miał! ale mieć będę! oho! zobaczysz, moje dziecko! Będą mię jeszcze kiedyś ludzie karetami wozić i wawrzynowe wieńce na głowę mi kłaść. Niech tylko dokończę wielkiego dzieła mego!...
Sylwek zaśmiał się na całe gardło.
— Oho! do karet panu bardzo jakoś daleko! Ale karetą, czy wozem, zkąd pan tu teraz przyjechałeś? z daleka?
Twarz Kępy znowu zadrgała nerwowo. Uśmiechnął się gorzko i dumnie jakoś zarazem.
— Zkąd przybyłem? — zaczął, — któżby mógł zgadnąć? Przyszłe wieki słuchać będą o rzeczach podobnych, jak o strasznym śnie ludzkości... tymczasem jednak dumny jestem, że dzielę losy Sokratesów, Dżiordanów, Galileuszów i wszystkich innych mężów wielkich... Sokratesowi otruć się
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.