ta była gruba, krzykliwa, wyraz oczu jéj i dźwięk głosu posiadały twardość i ostrość ludzi, zniecierpliwionych ciężką pracą i dolą; niemniéj przecież, od czasu do czasu, całowała ona blade policzki dziecka, które dopomagało jéj w pracy i dawała mu ze stragana bułkę lub owoc; innym znowu razem grubą pięścią uderzała je w plecy i głowę. Pocałunki, dary i razy zależały od okoliczności, całkiem od dziecka niezależnych, od pomyślnych lub nieszczęśliwych kolei handlu, od scen i zajść domowych, które wyjście na miasto przekupki poprzedzały.
Potém dziecko owe, noszące po mieście obuwie i kosze z pieczywem, godziny całe spędzające na rozmowach z kalekimi, żebrakami lub na pieszczeniu psów i odgrywaniu przed nimi jakichś wymarzonych dramatów, dziecko owe, z marzącem, łagodnem spojrzeniem, zniknęło. Przekształciło się ono raczéj w szczupłego wyrostka, który, w szkolnym mundurku, z książkami pod ramieniem, przebiegał codziennie przestrzeń, dzielącą mieszkanie naprawiacza starych obuwi i żony jego straganiarki z gmachem, mieszczącym w sobie miéjscowe szkoły.
Uczęszczanie to do szkół małego Szymona było dziełem matki Kępowéj, któréj najwyższa ambicya spoczęła w tém, aby jedynak jéj zostać mógł z czasem urzędnikiem, noszącym na czapce błyszczącą gwiazdkę i prawidłowo otrzymującym kilkadziesiąt rubli miesięcznie. Przyszłość taka wydawała się jéj czemś królewskiem; dla zdobycia jéj na rzecz syna, a po części i swoję, wyrzekła się ona niejednokrotnie wielu korzyści i uciech teraźniéjszości. Chłopiec jednak nie był zupełnie podobnym do większości rówieśników swych i towarzyszy szkolnych. Gorliwy zrazu w pracy, pełen zapału do książek i nauki, stygł powoli, zanie-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/164
Ta strona została uwierzytelniona.