śne, złośliwe spojrzenia rzucający w głąb pokoju, w którym Kępa pogrążał się w czytaniu, nowéj dla siebie i nowe myśli budzącéj w nim, książki. Usłyszawszy żałośliwy głos żebraka, zerwał się z siedzenia, chcąc pospieszyć z udzieleniem mu pomocy. Z rozpaczą jednak przypomniał sobie, że w chwili téj nie posiadał, ani grosza. Nie mógł nawet proszącego obdarzyć kęsem chleba, bo sam co drugi dzień tylko jadał obiad w garkuchni, w dniach bezobiadowych zadawalniając się bułką, którą mu matka ze straganu swego dawała. Niedostatek ten jego pochodził w części z tego, że usiłował jaknajmniéj obarczać się bezcelową, w pojęciu jego, i niegodną go pracą korepetytorską; w części zaś z tego, że cokolwiek miał rozdawał, a z zasady, dla przyjęcia udziału w cierpieniach ludzkich, sprawiał sobie przeróżne umartwienia i wiódł iście ascetyczne życie. Nie mając tedy, czém obdarzyć żebraka, który coraz płaczliwiéj skarżył się i błagał o wsparcie za otwartém oknem, pochwycił skrzypce i grać zaczął. Grał istotnie tak, że grą swoją przynieśćby mógł zadowolenie pewne towarzystwu dość wybrednych choćby melomanów. Stojący przecież za oknem żebrak melomanem nie był. Ukośne wejrzenia jego stawały się coraz bardziéj rozjątrzonymi. Stał jednak, cierpliwie czekając chwili, w któréj człowiek, z którego twarzy wyczytał, że wesprzeć go pragnie, ciągania smyczkiem po strunach zaprzestanie. Długo chwili téj doczekać się nie mógł. Kępa wpadł w zapał. Smyczkiem po strunach ciągał nie on, lecz czyniła to w postaci jego filantropija. Nakoniec grać przestał, a za oknem ozwały się znowu żałośliwe jęki i prośby żebraka. Kępa przybliżył się do okna.
— Dałem ci, co mogłem, bracie mój, — rzekł, — więcéj nic dać nie mogę, bo sam niemam!...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/167
Ta strona została uwierzytelniona.