trzali nań znowu jak na półwaryata, bo wzrok miał osłupiały, usta otwarte, a szerokie dziury świeciły w wytartéj odzieży jego u łokci i kolan. Trwało tak przez rok lub więcéj; nagle Kępa czytać przestał, książki wszystkie właścicielom ich zwrócił, a gdy go ktokolwiek o treść ich zapytywał, pogardliwym gestem zupełne swe względem nich zniechęcenie objawiał. Doszedł był do przekonania tego, że żadne z ulepszeń lub przekształceń, o których książki te mówiły, ani dość gruntowném, ani dość pociągającém nie było, i że do najwyższego szczęścia ludzkość dojść może tylko przez najwyższą miłość, taką miłość, któraby skłoniła możnych i szczęśliwych, aby bogactwem swém i szczęściem podzielili się z tymi, którzy ich nie posiadają, a cierpiących i maluczkich uczyniła tak cnotliwymi, iżby doskonałością swą miłość możnych i szczęśliwych dla siebie zjednali. Był to dotychczas plan całkiem pokojowy, zasadzający się na zgodzie i miłości powszechnéj. „Błogosławieni pokój czyniący! i błogosławieni cisi!“ powtarzał sobie Kępa. Ale, jakim sposobem zrządzić, ażeby ci, co dotąd samolubnie tylko dóbr ziemskich używali, stali się czyniącymi pokój i szczęście, a ci, których toczyły złości i grzechy rodzaju wszelkiego, stanęli przed obliczem świata, jako uosobienie cnoty, skłaniające do wymiaru nagrody i sprawiedliwości? Czyliżby natura ludzka była przyczyną tego, że dotąd nigdy nic podobnego na kuli ziemskiéj się nie stało? Tak najpewniéj; winną tu była natura ludzka, z jednéj strony pełna egoizmu i pychy, z drugiéj leniwa w doskonaleniu się, a pochopna do czerpania pociech ze źródeł nieczystych. Lecz, cóż ztąd? Taką była natura ludzka, nie pierwiastkowo zapewne i nie od początków istnienia swego; owszem, u początku dziejów ludzkich, istniał
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/170
Ta strona została uwierzytelniona.