bienie. Zanimby jednak można było wrócić w mury Jerychonu, należało koniecznie wprzódy z nich wyjść. Nie było to łatwem. Kępa wyciągał ramiona ku szerokim światom, nie posiadając pary obuwia dość mocnego, aby w niém ujść było można mały choćby kawał drogi. Wtedy to, ktoś litościwy, pragnąc nastręczyć mu sposobność zarobienia na kawałek chleba, uwiadomił go, że młody pewien i możny człowiek, pragnąc dopełnić obywatelskiego i ludzkiego obowiązku, założył w obszernych dobrach swych kilka elementarnych szkółek wiejskich i poszukuje ludzi, którzyby w nich zajęcia nauczycielskie spełniać chcieli i mogli. Dowiedziawszy się o tém Kępa, wpadł w paroksyzm radości i entuzyazmu. Matka Kępowa, po tylu zawodach doświadczonych, dumna i uszczęśliwiona tém, że syn jéj profesorem zostanie i nakoniec leguralne życie prowadzić zacznie, odłużyła mały, szary domek, który odziedziczyła była po ojcu cieśli, i sprawiła Szymonowi staranną wyprawę. Kiedy na wozie chłopskim, w dzień targowy na rynku najętym, Kępa wyprawił się do owego możnego protektora ludowéj oświaty, posiadał, dzięki odzieży, przez matkę mu sprawionéj, powierzchowność wcale przyzwoitego młodzieńca; że zaś życzliwość i pamięć, okazywana przez przyszłego chlebodawcę jego „maluczkim i cierpiącym,“ budziła w nim uwielbienie gorące i rozczulała go niepomiernie, skromniéjsza, niż zwykle, postawa jego i łagodny wyraz oczu sprawiać mogły korzystne dlań wrażenia. Przytém radość i uszczęśliwienie biły z kobiéco białéj, mizernéj jego twarzy. Istotnie, nigdy apostolska misya żadna rozpoczynać się nie mogła w warunkach pomyślniéjszych. Z jednéj strony „maluczcy i cierpiący,“ których pocieszać miał i udoskonalać, z drugiéj „wielki tego świata,“ któremu prawdy nowe w serce i umysł
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/172
Ta strona została uwierzytelniona.