Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

postępek, którego dopuścili się względem niego „maluczcy i cierpiący,“ uderzył weń jak grom, i na czas pewien przytępił, chaotyczne zwykle, władze jego umysłu. Wpadł on był w rodzaj ponurego osłupienia, a znieruchomiałe, głęboko zdumione, jego oczy i gorzki uśmiech do uparcie milczących warg przyrosły, nadawały mu pozór waryata. W nowéj téj a tak bolesnéj perypetyi życia swego pocieszał się on tylko jedną myślą, mianowicie: że ukochane skrzypce jego i olbrzymi rękopis uratowanemi zostały. Przed uwięzieniem swém bowiem miał on jeszcze dość czasu i przytomnéj myśli, aby powierzyć je pieczy i straży pewnego dziaka cerkiewnego, który, wypijając codziennie po półgarnca wódki, pragnął gorąco, a nie mógł w żaden sposób dostarczać jéj sobie po całym garncu i dla tego podzielał w zupełności pojęcia i dążenia Kępy, daleko jeszcze bezwzględniéj od niego „wielkich tego świata“ nienawidząc.
Trzy lata — nie wiek. Czém one jednak były dla człowieka, który w mury więzienne wszedł z uczuciem strasznego upokorzenia i zawodu? Któż zgadnie? Były one dlań zapewne jednym ciągiem męki fizycznéj i moralnéj, lecz téż zarazem i długim momentem samotnych medytacyj, śród których mózg jego pracował nieustannie, a przyrodzona gorączka fantazyi wzmagać się musiała. Wyszedł z więzienia zestarzały, zwiędły, podobny do mizernego, robactwem stoczonego, owocu, we wnętrzu swém przecież nie zmieniony bynajmniéj. Nic w świecie nie było zdolném wytrącić mu z głowy roju nagromadzonych tam marzeń, ani zachwiać w nim wiary w dostojeństwo i posłannictwo własne. Pod tym ostatnim względem był niezłomnym. Jeżeli dotąd działalność jego nie została uwień-