Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.

wy mogli zrobić ten świat innym, ludzi biédnych z nędzy i napróżnych żądań ich wyratować, jabym sam taką wielką gromadę wyratowanych znalazł, żeby was na rękach swoich, aż pod same niebo wysokie, podniosła!
Mała, skurczona twarz Kępy rozpromieniła się.
— Nadejdzie dzień — szepnął, — nadejdzie wielki dzień tryumfu i szczęścia...
A patrząc na siedzącego na ziemi Sylwka, dodał:
— Oto gromadzą się już wkoło mnie uczniowie i prozelici... rozpala się już blask świętego dnia sprawiedliwości...
Tymczasem gromadę uczniów i prozelitów przedstawiał u boku Kępy jeden tylko Sylwek; jedynym zaś blaskiem, oświetlającym radość jego, była cienka, żółta łojówka, osadzona w napełnionym piaskiem czerepie stłuczonego garnka, a umieszczona na wielkiéj staréj skrzyni, przez któréj boczne części, desek pozbawione, widać było, czarne jak otchłań, a przeróżnem śmieciem napełnione, wnętrze, dawne i obszerne mieszkanie, łopocących w niém, od czasu do czasu, szczurów. Żółty płomyk łojówki oświetlał izdebkę, znajdującą się w suterenach opuszczonego gmachu, posiadającą kształt sklepu i wybijającą się nad ziemię jedném małém, w odwieczną, zardzewiałą kratą zaopatrzoném, oknem. Opuszczony i rozwalający się gmach musiał być niegdyś własnością ludzi możnych, którzy najpośledniéjsze nawet części mieszkania swego na sposób różny przyozdabiać lubili. Sklepione i wilgocią ociekające, ściany podziemnéj izdebki okryte były odwiecznemi malowaniami, śród których wyraźnie jeszcze rozpoznać można było ciemne, szerokolistne drzewa, idące od dołu i zginające się wraz z zasklepiającym się sufitem, pośrodku którego bajeczny gryf rozwijał potworne