Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

jakimkolwiek sposobem, nie wiem jakim... powrócić muszę... bo te błoto i te szynki i te obdartusy, co w nich wiecznie piją i biją się... to nie ostatnia chyba dola moja, nie mój koniec ostateczny... to tylko wieczna męka moja, z któréj, jeżeli nie wydobędę się, to ot tak kiedykolwiek pójdę pod jakie okno wielkie, błyszczące, pomyślę o tych pięknościach, które za niemi są, posłucham téj muzyki, która za niemi gra, i łeb sobie o ścianę roztrzaskam!
— Jaki zapał! co za siła! — bacznie wpatrując się w Sylwka, szepnął Kępa.
Sylwek istotnie wyglądał w téj chwili, jak uosobienie siły, ale dzikiéj, rozjątrzonéj i hamulca nie znającéj. Śniada twarz jego gorzała w ciemnym rumieńcu, pięści zaciskał, a czoło marszczył ponuro i groźnie.
— Co ja winien, — mówił daléj, — żem nie taki, jak inni... Kiedy mularstwa uczyłem się, czeladnicy nazywali mię paniczem... albo ja wiem dla czego? mówili, że wyglądam na panicza, któryby się za mularza przebrał. Nie wiem ja tam nic o wyglądaniu swojém, ale to wiém dobrze, żem nie tak pracował, jak oni, i o czém inném myślał i czego innego żądał. Bywało, jak napadnie mię ochota do pracowania, to przez pół dnia zrobię więcéj, jak oni przez dni dwa... Pracuję tak, że aż się potem cały obleję i świat zniknie mi z oczów. Raptem odpada ochota i ani weź! Już się nie przymuszę za nic! Nie przywykłem, tak jak oni, od dziecka do rygoru i przymuszania się... Mogiłki rodzicami mnie były... głuche i nieme... com chciał, tom robił... spałem i hasałem... wiatrów bożych śpiewanie rozumieć uczyłem się i na igranie chmur pod niebem patrzyłem. To i umiém i lubię robić... Wlazę bywało na rusztowanie i tak z wysokości na śliczny świat boży się zapatrzę, a w wiatrach,