Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.

ne figury i śmieją się do mnie, niby żywe, a takie białe, jak śnieg kobiéty... a wszędzie pięknie, widno, obszernie... kiedy przestaję śpiewać, zdaje mi się zawsze, żem się ze snu obudził... żem z nieba na ziemię spadł i nie mogę wytrzymać... uciekam od oczu ludzkich, zaszyję się w jaką norę i płaczę...
Płakał i teraz. Kilka wielkich łez toczyło się z czarnych, jak otchłań, oczu jego na rozognione policzki.
— Głos natury! — powtórzył do siebie Kępa, — głos natury artystycznéj, rozmiłowanéj w sztuce, pożądającéj blasku i zbytku...
Po chwili rzekł głośno:
— Dorosłym już jesteś, na glebie nieuprawnéj rośliny dojrzewają wcześnie. Czyś nigdy dotąd nie pokochał kobiéty żadnéj? Czyś nie doświadczył uczucia tego, które w mojém życiu zapisało się ognistém i nigdy niestartém wspomnieniem?
Sylwek wstrząsnął się i splunął.
— Aha! — zawołał, — ciekawym bardzo, w kimbym ja się u licha mógł zakochać! Czy nie w któréj z tych dziewczyn rozczochranych, gorzałkę łykających, a łających się jak sołdaty, co tam w handlu bywają! W kark im dać mam nieraz ochotę, kiedy hałasują, tak, że aż grania mego nie słychać, ale żeby mi przyszło którą z nich pocałować, tobym już wolał napić się wody z rynsztoka... Niech je wszyscy djabli porwą te... razem z ich wyszczerzonemi wiecznie mordami!
Zadąsał się i umilkł.
Kępa znowu rzekł zcicha:
— Głos natury... wybrednéj, wrażliwéj, zarówno na szpetność, jak na piękno!... Dziedzictwo, otrzymane w peł-