Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy umiesz czytać, moje dziecko? — zapytał.
— Pisanego nic a nic, — odpowiedział Sylwek, — z drukowanego odrobinę umiałem, bo Anastazya uczyła mię czasem na swéj nabożnéj książce... alem chyba ze szczętém zapomniał, bo od jéj śmierci jużem na żadną literę, ani spojrzał... A chciałem!... Paliło się coś we mnie, jakiem na tych smyków, w szkolnych mundurach, patrzał... Ale gdzie mi tam było do szkoły... ani jak, ani z czém... ani w czém...
— Nic to, nic to nie szkodzi! — pocieszającym głosem mówił Kępa; — owszém, nie umiejąc czytać, nie mogłeś napełnić sobie głowy, pisanemi dotąd przez ludzi, fałszami i całkiem niepotrzebnemi rzeczami. Pierwszym wytworem myśli ludzkiéj, z jakim zapoznam cię, będzie dzieło moje... tém łatwiéj trafi ono do przekonania twego i tém bujniéjszy plon wyda na dziewiczym gruncie twego umysłu... Słuchaj tylko w skupieniu ducha! Dopóki sen nie ocięży cielesnych powiek twoich, czytać ci będę pierwszy rozdział dzieła, które piszę od lat 18-tu i które zdaje się już kresu swego dobiegać.
Drżącą od wzruszenia ręką przerzucać zaczął papiery, na skrzyni leżące, i zebrawszy kilka arkuszy, zakreślonych pismem nierówném, poplamioném, poznaczonym mnóstwem przekreśleń, odnośników i różnych zagadkowych, a jemu tylko samemu zrozumiałych, znaków, usiadł na drewnianym pieńku i, w obu rękach trzymany, rękopis wyciągnął przed siebie, tak, jak to zwykli czynić ludzie z mocno podupadłym wzrokiem.
— Niedowidzę! — rzekł zcicha, — niedowidzę! Najszlachetniéjszy z organów ciała mego złożyłem, jak wszystko inne, w ofierze idei mojéj!