Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.

Umilkła nakoniec, bo głos jéj skonał w przystępie silnego kaszlu, i tylko, gdy świeczka rozbłysła ostatnim paroksyzmem gasnącego płomienia, w kącie, nad barłogiem, ukazało się, wyciągnięte w górę, nagie, suchą skurą okryte, ramię i ręka czarna, wyschła, wygrażająca malowanemu na suficie gryffowi, jakby przedstawiał on sobą tę, tak srogiemi złorzeczeniami okrywaną, ludzkość.
— Kto to? kto tam taki? — ze zdziwieniem zapytał Sylwek. Kępa milczał chwilę, potém z goryczą w głosie odpowiedział:
— To moja matka! Oprócz wszystkich innych nędz i zapoznań, dźwigać mi trzeba i tę jeszcze niedolę i to zapoznanie!
Gdy wymawiał ostatni wyraz, świeczka zgasła. W czarnych ciemnościach Kępa odezwał się:
— Dziwna rzecz! nie widziałem, że się dopalała! O nędzny ustroju człowieczy! wraz ze stratą lichego światła tego, tracisz największą z potęg swoich! Myślę jednak, że gdy przemieni się do gruntu moralna natura ludzkiego rodu i fizyczny ustrój człowieka ważnym zmianom ulegnie. Przyjdzie czas, w którym ludzie nie będą potrzebowali lichemi tłuszczami przyświecać pracom swym i uciechom. Wzrok ich ducha spotęguje się do tego stopnia, że światłość w ciemnościach nawet świecić im będzie, a ciemności jéj nie ogarną...
— Możeby drugą świecę zapalić, dziadźku, — ozwał się Sylwek, — spać mi się nie chce, ani odrobinę, a takim ciekaw...
— Nie mam świecy drugiéj, dziecko moje, — odpowiedział Kępa; — czekajmy cierpliwie czasu, w którym, na rozkaz nasz, zapłoną we wspaniałych salach sturamienne świeczniki, a pod światłem ich, zgromadzone tysiące, ocze-