Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

sięcy złotych... Tytus ubóstwia córkę, niczego jéj żałować nie będzie...
Maurycy westchnął przeciągle i głęboko.
— Aha, — rzekł, — tak to na świecie! Jednym wszystko, drugim nic... Coby to wujaszkowi szkodziło, żeby mi jednę folwarczynę jaką oddał... Jabym się na tém dorobił czego, karyerębym sobie otworzył... ale, czy to on wejdzie kiedy w położenie moje... czy poda rękę...
— Przecież on to cię swoim kosztem wychował, — bardzo nieśmiało zarzuciła Lirska.
Maurycy rzucił się na łóżku.
— Wstydziłaby się mama pleść takie głupstwa! — zawołał; — piękne wychowanie! cztery klasy, a potém garbarnia! Niech jego djabli wezmą z takiém wychowaniem razem! Garbarzem mię chciał zrobić, a jak mu coś o folwarku... o dzierżawie niby napomknąłem, to śmiał się i zaczął o pieczonych gołąbkach gadać... Nie zdatnyś do niczego, powiedział, a chcesz do gospodarstwa brać się... Ot, niechby wydał za mnie Aurelkę, toby przekonał się, czym na męża jéj zdatny. Uf! zjadłbym dziewczynę tę... taka śliczna! i gdybym tam pod bokiem w folwarku mieszkał, kto wié...
Blade, łagodne usta Lirskiéj zadrżały od wzruszenia.
— Mój Morysiu! — rzekła, — żeby cię szczęścię takie spotkać mogło, chętniebym siebie z duszą i ciałem na dziękczynną ofiarę Panu Bogu złożyła... I mnie myśl ta przychodziła czasem do głowy... Niebogaty jesteś, to prawda, ale Tytus, ani żona jego, interesownymi nie są, a przytém tak kochają córkę... Aurelka, jak była dzieckiem, bardzo lubiła bawić się z tobą i przez żarty nazywała cię nawet swoim mężem... Gdybyś był skończył szkoły i uniwersytet, kto wié...