Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.

telkę tę niosła z tryumfem i szerokim uśmiechem zadowolnienia.
— Jest jeszcze trochę winka dla ciebie... myślałam, że już nic nie ma, aż tu, dzięki Bogu, z kieliszek jeszcze będzie albo z półtora... To cię tak wzmacnia... Zaraz przyniosę i beefszteczek...
Zwijała się żwawo a lekko, jak młoda dziewczyna. Usługiwać synowi, dogadzać każdemu z życzeń jego, było snać najwyższém dla niéj szczęściem. Postawiła przed nim na stoliku talerz ze sporym, wybornie usmażonym, kawałem polędwicy, drugi z jarzynką jakąś, trzeci z komputem; a gdy Moryś, pochwyciwszy nóż i widelec, z apetytem smakosza zajadać począł, usiadła na krześle obok łóżka i, ze złożonemi na kolanach rękami, jak w tęczę, w niego patrzała.
— A mama? — napełnionemi jedzeniem usty, wybełkotał Maurycy...
— Ja, moje dziecko, późniéj, późniéj zjem sobie obiad. Dla mnie to jeszcze zawcześnie... Marysia gotuje tam dla siebie i razem dla mnie krupniczek ze słoninką i z kartoflami. Ale dla czego nie jesz komputu? przyrządziłam go własnemi rękami, bo już takich delikatniejszych rzeczy na Marysię nie zdaję... sprobój... dobry być powinien?
— Ale, jakżeż mogę jeść komput i beefsztek razem? czy mama zwaryowała? — zabełkotał znowu Moryś, — żeby to była zwierzyna, to co innego, możnaby ją jeść z komputem... ale, czy to mama postara się kiedy dla mnie o jaką kuropatwę, albo jarząbka!
— Starałam się, — mój Morysiu; — byłam wczoraj sama na rynku, od woza do woza i od człowieka do człowieka chodziłam... nie było. Cóż miałam zrobić... kiedy nie było.