— Gorączka! — szydersko uśmiechnął się syn; — ja zawsze jestem w gorączce... a wié mama dla czego?
Usiadł na łóżku i, wlepiając w matkę błyszczące spójrzenie, z tragicznym gestem zawołał:
— Ja, moja mamo, jak szaleniec kocham się w Aurelce... Niech mię djabli wezmą, jeżeli nieprawdę mówię! kocham się... przepadam za nią i wściekłość mię porywa, kiedy sobie pomyślę, że jaki tam świszczypała z siąsiedztwa, Krezus jaki, na stu włókach ziemi siedzący, lada chwila porwie mi ją z pod nosa!... Ja tego nie przeżyję! nie wytrzymam! umrę!
Rzucił się w puchach, jak ryba w wodzie, i twarz zatopił w haftowanych poduszkach. Lirska oczy już miała łez pełne. Talerze zadzwoniły w jéj rękach. Postawiła je szybko na stole i rzuciła się ku synowi. Objęła go drżącemi ramiony i chciała głowę jego do piersi swéj przycisnąć.
— Biedne, biedne dziecko! — szeptała; — tego jeszcze tylko do nieszczęścia naszego brakowało, żeby nieszczęśliwie zakochał się! O mój Boże! a ona tu na tak długo przyjedzie! co to będzie?
Wyrwał się z jéj objęcia i, z policzkami mokremi od łez, usiadł na łóżku.
— Niech mama mi da odzienie moje! — zawołał, — wstanę i pójdę do miasta!
Dla Lirskiéj, po strapieniu i rozżaleniu, nastąpiła chwila trwogi.
— Wstaniesz już? jak to? Aleś jeszcze tak słaby! Po takim okropnym wypadku i całotygodniowéj chorobie, od razu wstawać z łóżka i wychodzić na wilgotne powietrze! Mój Morysiu! poleż jeszcze trochę, albo przynajmniéj w domu posiedź!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/204
Ta strona została uwierzytelniona.