— Niech mi mama nie dokucza i tylko prędzéj odzienie mi daje! Co mam tu gnić, w téj ciupie zamknięty, jak więzień jaki! potrzebuję iść, ruszać się, żyć! Aż we mnie cóś zakipiało, kiedym się o tych Krezusach i Aurelce rozgadał! Pójdę, rozerwę się trochę.
Usłyszawszy ostatnie wyrazy, Lirska, niosąca już w obu ramionach różne składowe części stroju syna, pośrodku pokoju słupem stanęła.
— Rozerwać się! — szepnęła, — mój Morysiu! byle nie tam znowu, byle nie tam!
Złożyła dłonie tak modlitewnie, że aż glansowane buciki syna z rąk jéj na ziemię upadły.
— Co tam? gdzie tam? co mama plecie? czy mama jeszcze nie wierzy, że mię złoczyńcy na skręcie ulicy napadli i obdarli...
Z wyrazu twarzy jéj znać było, że nie wierzyła.
— Mój Morysiu! — szepnęła, — kiedy Damek Szarski mówił mi, żeś ty tam...
— No to i cóż? Żeby nawet i tak było? czyja wina? moja może? Gdzież ja mam rozrywki i odrobiny przyjemności jakiéj szukać? U Szarla pokazać się nie mogę, bom mu się po uszy zadłużył... Do Springla, do którego cała dystyngowana młodzież chodzi... wstyd mi iść, bo tam takie stawki, o jakich mnie ani zamarzyć i o takich rzeczach i osobach rozmowy, że, jak dureń z rozdziawioną gębą, słuchać tylko mogę i milczéć... Mógłbym do Karoliny... ale i tam cóś już winienem... U Berkla znowu siedzi wiecznie facet jakiś, który wyśmiewa się ze mnie i morały mi prawi... trąciłem go raz, umyślnie, ze złości, a wszyscy ujęli się za niego i zrobił się taki skandal, że już tam nigdy noga moja nie postanie... Gdzież tedy mam iść, he?
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/205
Ta strona została uwierzytelniona.