Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/219

Ta strona została uwierzytelniona.

Moryś zarumienił się gwałtownie, tak jakby znagła i niespodziewanie najtajemniejsze myśli i najdrażliwsze struny istoty jego dotkniętemi zostały.
— Czy ja to spostrzegłem! — zawołał; — ależ djable spostrzegłem! sto tysięcy razy spostrzegłem! nic więcéj przez całe życie nie robię, tylko to spostrzegam!
Kępa promieniał.
— A czy nie pomyślałeś pan o tém kiedy, że inaczéj być powinno? że ci, którzy nie mają, mieć powinni!
— Oho! co dzień, od rana do wieczora, o tém tylko i myślę!
Kępa splecione ręce ekstatycznym ruchem podniósł ku niebu.
— O duchu, przenikający atmosferę wieku! jakże potężném jest już tchnienie twoje! — zawołał.
Zwracając się ku Lirskiemu, dodał:
— A czy nigdy nie zastanawiałeś się pan nad tém, jakiemi sposobami niesprawiedliwość, na świecie panującą, zwyciężyć i znieść można?
— O! co nad tém, to, przyznam się panu, nie łamałem sobie głowy, bo i w ogóle łamać sobie głowy nie lubię i na coby się to przydało? Tak już na świecie jest, że jedni mają wszystko, inni nic, że jedni nurzają w rozkoszach, a drudzy patrzéć tylko na to i ślinkę łykać muszą... Sposobów przeciwko temu nie ma...
— Mylisz się, młodzieńcze, mylisz się! — tryumfalnie wykrzyknął Kępa; — sposoby zaradzenia, wszystkim cierpieniom i niesprawiedliwościom świata tego, istnieją i ja to je w jeden wielki system ułożyłem i na tysiącu przeszło arkuszy spisałem. Ktokolwiek przeczyta dzieło moje, dzieło całego życia mego, ten się o tém przekona...