Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/222

Ta strona została uwierzytelniona.

biała jak śnieg, broda, nizko na pierś mu opadająca, łysa czaszka, otoczona wieńcem srebrnych włosów, grube poprzeczne zmarszczki, które mu przerzynały czoło, i siwe krzaczyste brwi, zwisające nad zaledwie widzialnemi oczami, nadawały powierzchowności jego pełen powagi, uszanowanie budzący, pozór. Przytém krok jego był poważny, a wyraz twarzy pełen łagodnego spokoju i mądrości. Możnaby go było wziąć za model do obrazu, przedstawiać mającego patryarchę lub apostoła. Cale inaczéj wyglądała żebraczka. O szerokich przygarbionych ramionach, koścista, ze szczerniałą, zeschłą skórą na skurczonéj, bezzębnéj twarzy i skieletowych rękach, wyraz oczu miała ona niespokojny i rozjątrzony, ruchy gwałtowne, chód niepewny i utykający. Z pozoru sądząc, była to stara jędza czy wiedźma, towarzysząca, pełnemu powagi i spokoju, świątobliwemu mężowi.
Gadała téż idąc i krzyczała tak, że aż się głos jéj po całéj bezludnéj ulicy rozlegał. Nie wspierała się na swym sękatym kiju, lecz, pośpiesznie i nierówno drepcąc, a co chwilę utykając i stękając, wywijała nim przed sobą, niby orężem, którymby widmo jakieś, lub niewidzialnego jakiegoś wroga, odpędzić od siebie chciała.
— Ludzkość! — wpół ze złością, wpół z żałosnym lamentem krzyczała; — ludzkość i ludzkość, androny i bzdurstwa! Już mnie ta ludzkość uszy prześwidrowała! jużbym do grobu położyć się chciała, ażeby o téj ludzkości nie słyszeć! Dobrze, żem się z panem Łukaszem tu spotkała, wygadać się przynajmniéj mogę! choć ja i przed nim gęby nie żałuję i gadam, co tylko ślina na język przyniesie, ale darmo, groch o ścianę! Ja swoje, on swoje! Pfuj! Panie Boże! odpuść! Żebym ja była sobie lepiéj karku nadłamała w tym