Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/225

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mamo! mamo! — zabrzmiał, tuż za oknem, świeży młody głosik; — staruszek ten przyszedł, co zawsze pod oknem śpiewa i taki do Noego podobny!...
A po chwili otworzył się lufcik i biała ręka kobiéca rzuciła, na otwartą, dłoń Łukasza, miedzianą dziesiątkę.
Łukasz przyciszonym tonem, lecz bardzo głośno, mówić zaczął:
— Boże! któryś Daniela we lwiéj jamie przez Habakuka, Opatrznością swoją od Anioła tam zaniesionego, nakarmił, wynagrodź, dopomóż, pobłogosław, niewinność Zuzanny odsłoń, Jonasza z wnętrzności wielorybiéj uratuj, Ananiasza, Azaryasza i Misaela, nienaruszonych pośród ognia, uchowaj...
— Obdarzcież i mnie, nieszczęśliwą kobietę, panienko droga! — zajęczała z kolei ex-straganiarka.
— Nie potrzeba! nie potrzeba! — ozwał się za oknem głos niezadowolony i napominający; — niedobra jesteś kobiéto, ludzi przeklinasz! sama słyszałam nieraz, jak przeklinasz! nie dostaniesz za to nic!
— Ja nie ludzi przeklinam, ale ludzkość... — zakrzyczała żebraczka.
— Nic nie dostaniesz!
— A no niedostanę, to nie dostanę! Żeby wam tak wnętrzności bolały, jak mnie bolą, tobyście pewnie tak samo grzesznemi ustami przekleństwa wyrzekali! Ale nie życzę, nie życzę! I odpuść nam nasze winy, jako i my...
Poszli daléj. Baba smutna była i milcząca, dziad zadowolony z otrzymanego daru i ukośném wejrzeniem badający okna domostw, pod któremi się przesuwali.
— Ot widno ze wszystkiego, — zaczął po chwili Łukasz, — że ja z mego nierodzonego chłopca więcéj pociechy mam,