kowe jakieś ruchy, zniżonym głosem przemawiał do Lirskiego, który, siedząc na pieńku, z czołem w dłoniach i twarzą w ogniu, słuchać go się zdawał z ciekawością niezmierną. Patrzali sobie wprost w oczy, ruchami brwi i uśmiechem, objawiając sobie wzajem doznawane wzruszenia. Byli tak bardzo zajęci i w tajemniczéj rozmowie swéj pogrążeni, że nie słyszeli otworzenia się drzwiczek, które jednak przeraźliwie zardzewiałemi zawiasami zaskrzypiały. W tém, po sklepionéj izdebce rozległ się i perłową gamą popłynął głośny, serdeczny śmiech dziecięcy. Jak w gaju zielonym, pomiędzy ciemniéjszemi po ścianach widmami drzew malowanych, zakukała kukułka.
— Kuku, kuku, dziadziu Szymonie! a kuku! — wołało małe stworzenie w czerwonéj sukience i głowę, osypaną złotemi włosy, chowała za wielki, zlekka w cieniu podzwaniający, kapelusz pajaca. Dwaj, tajemniczo rozmawiający, ludzie drgnęli, jak ze snu zbudzeni, i spojrzeli ku drzwiom. Lirski rozeznał w mroku twarz Sylwka, pobladł śmiertelnie, zerwał się z siedzenia i, drżąc od stóp do głowy, do ściany plecami przyciskając się, wyszeptał:
— Broń mię pan, panie Kępa! brońmy się! po co on tu przyszedł? czego on tu chce?...
Kępa zaśmiał się.
— Mam bronić się od Sylwka! — zawołał, — od najukochańszego z uczniów moich! od syna mego ducha! Uspokój się pan! On tylko w tém przebraniu swojém tak ci się strasznym wydał... Powinniście się kochać, bo jedna idea zaświeciła przed wami, jak gwiazda przewodnia...
Sylwek odzyskał całkiem zimną krew i przytomność. Postawił Klarkę na ziemi, rzucił w kąt izdebki dzwoniący swój kapelusz i zbliżył się ku Lirskiemu. Możnaby rzec, że
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/229
Ta strona została uwierzytelniona.