Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/230

Ta strona została uwierzytelniona.

ciemna twarz jego znieruchomiała pod spadłą na nią ciężką zadumą.
— Cicho, dziadźku, — ozwał się zniżonym, spokojnym głosem; — ten pan sprawiedliwie przeląkł się mnie... zrobiłem mu niedawno wielką nieprzyjemność, ale teraz żałuję tego... po co mi to było? po co mi wszystko? Nie lękaj się pan. Jeżelim chciał pomścić się za mój pierścionek, to już i pomściłem się, a żalu, ani gniewu nie mam. Co prawda, za co tu było gniewać się? Mędrszyś był pan odemnie, i po wszystkiém. Ot szaleństwo jakieś przystąpiło było do mnie... bardzo przepraszam! rozbójnikiem nie jestem i nic panu złego nie zrobię. Po co mi to! po co mi wszystko!
Odwrócił się, usiadł, a raczéj, ramię wspierając o katarynkę swą, położył się na ziemi, przyciągnął do siebie Klarkę, rzucił jéj garść karmelków i z oczami nieruchomo, lecz spokojnie utkwionemi w ścianę, zamilkł téż jak ściana. Po całodziennéj szalonéj wesołości, natura ta wrażliwa, ognista, prawdziwie i głęboko może artystyczna, podległa reakcyi, wręcz sprzecznemu z poprzednim stanowi zniechęcenia i bezwładnego smutku. Lirski uspokoił się nieco i z lekkim już tylko odcieniem trwogi przypatrywał się temu dawnemu znajomemu swemu, którego strój i powierzchowność bawić zaczęły próżniaczą i drobnych sprawek ludzkich wielce ciekawą jego wyobraźnią.
— Jak się nazywa... ten... ten... pan? — zapytał zcicha Kępy.
— Nazywają go ludzie: Sylwek Cmentarnik, — odparł Kępa, i ciszéj dodał: — jak się zaś istotnie nazywać on powinien, wié o tém jeden tylko człowiek na świecie...
Lirski wpatrywał się wciąż w Sylwka.
— Ależ podobny do kogoś mi znajomego, nadzwyczaj do kogoś podobny... szeptał... nie mogę tylko przypomnieć sobie...