kami, które, przebiegając nizki sufit z malowanym gryfem, tysiące ech obudziły po rozległych salach, korytarzach i strychach opuszczonego gmachu. Szczury, gnieżdżące się w staréj skrzyni, przestrachem zdjęte, zaszamotały się gwałtownie, bijąc się o ściany siedliska swego. Było to tak, jakby na izdebkę tę, do grobu podobną, spadło stado, łopocącego skrzydłami, wrzaskliwego ptastwa.
Szło o pieniądze, które banda maskaradowa zebrała dnia tego na mieście. Dopominano się o nie u Sylwka, który, wyjąwszy z kieszeni małą sakwę płócienną, pełną monet miedzianych i srebrnych, obojętnym ruchem oddał ją dzieciom.
— Macie, coście zarobili! — rzekł, — przeliczcie i podzielcie się! Ja swoje już wziąłem...
Damek porwał pierwszy sakiewkę, ale odebrała mu ją Antka. Usiadła w kącie; na płachtę swą, ściągniętą z ramion, które przez to nawpół się obnażyły, wysypała pieniądze i z szybkością, objawiającą biegłość pewną, w tego rodzaju czynnościach nabytą, rachować je zaczęła. Damek siedział przy niéj i przyjaźnie szyję jéj ramieniem otaczając, na ręce jéj małe, ciemne a zwinne, chciwie spoglądał. Miś klęczał przed dziewczyną, osmoloną swą twarz nad jéj kolanami pochylał, a niezmierne zajęcie, z jakiem przypatrywał się liczeniu pieniędzy, spowodowało wysunięcie się z ust języka jego, który, czerwonością swą, odpowiadał wybornie, przyczepionemu do spencera, exdjablemu językowi; Tomek, nakoniec, bose nogi w całéj długości ich na glinianéj podłodze wyciągnął i, z palcem w ustach, idyotyczny wzrok wlepiał w rozrumienioną i włosami zarzuconą twarz Antki.
Kępa ku gromadce dzieci tych, wpół patetycznym, wpół błogosławiącym gestem, oba ramiona wyciągnął.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/232
Ta strona została uwierzytelniona.