Niekiedy Szarski spadał z drabiny, tłukł się strasznie o bruk dziedzińca i długo potém chorował, najczęściéj jednak rozeznawał, w tłumie wrzeszczących dokoła głosów, głosy i płacze dzieci swoich, a wtedy zatrzymywał się w pochodzie swym i z idyotycznym uśmiechem zaczynał w dół spoglądać.
— Aha! — mówił, — wołacie mię... wróble wy małe... ojciec wam potrzebny? co? biedne wy sieroty bez ojca, ni matki... No, Miś, cicho już bądź! Klarka! przestać mi zaraz płakać, a ty Damek, jak będziesz tak wrzeszczał, to ot zlazę zaraz i rózgą wyćwiczę...
Damek zaczynał wrzeszczéć głośniéj jeszcze.
— Niech już ojciec wyćwiczy mnie, ale niech zlezie na ziemię, bo mi wstyd ludziom w oczy patrzeć.. I tak już chłopcy u ślusarza wypiekają mi oczy, żem syn pijaka...
Miś z piąstkami, przyciśniętemi do oczów, w niebogłosy lamentował.
— Za co my takie nieszczęśliwe... nie dość, że ojciec pijanica, jeszcze spadnie i zabije się, a my... już chyba z głodu poumieramy... czy co?
Klarka nie myślała o wstydzie, ani o głodzie, lecz załzawione swe turkusowe oczy wznosząc ku ojcu, chlipała od płaczu, drobne ręce w górę wyciągała, wołając:
— Papciu! papciu! papciu!
Potém ogarniała ją złość. Zaczynała tupać małemi nogami, wydymała usta i z cicha wyrzekała:
— To tak zawsze! upije się i potém gryzie mnie tylko! jak zabie się, to umrze... jak Tadzio...
I uczepiwszy się drabiny, właziła za ojcem na parę najniższych szczebli.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/239
Ta strona została uwierzytelniona.