którykolwiek z otaczających dziedziniec dachów i tam, rozsiadłszy się pomiędzy dachówkami, wsparta niekiedy plecami o zczerniały komin, gryzła żywność swą z widoczném poczuciem bezpieczeństwa i zadowolenia zupełnego. Zwyczaj takiego jadania na dachach wyrobił się snać w niéj, przez liczne doświadczenia, śród których żywność, ciężko zdobywaną, wydzierać jéj musieli silniejsi od niéj towarzysze, kto wie? psy może? Stopniowo jednak nabyła ona w akrobatycznych ćwiczeniach tych niezmiernéj wprawy a wielkiego, w swych górnych siedliskach, zamiłowania. Większa część życia jéj upływała na dachach, możnaby nawet powiedziéć, że tam było jéj stałe mieszkanie. W bardzo tylko mroźne, dżdżyste lub śnieżne, dni i noce chowała się do otwartéj, zawsze do pustéj prawie, drwalni, śpiąc tam na pościelisku gnijących trzasek i wiórów. Jedyną na ziemi istotą ludzką, która, oprócz towarzyszy zabaw i swawoli, zdawała się zajmować Antkę i posiadać z nią dawne stosunki, była kobiéta, nie stara jeszcze, lecz z brzydkim trądem na twarzy, w bardzo ubogiém, nie żebraczem jednak, odzieniu. Od czasu do czasu przychodziła ona na dziedziniec, przez Antkę zamieszkiwany, przywoływała ją z dachu, lub wynajdywała w czarnych głębiach drwalni, dawała jéj starą odzież jaką, niekiedy kawał chléba, albo miedziany pieniądz i odchodziła, ani słowa najczęściéj nie przemówiwszy. Czasem wprawdzie mówiła ona coś do dziewczyny, ale było to ciche i monotonne mruczenie, którego nikt nie rozumiał, a co prawda, i nie podsłuchiwał, którego nie rozumiała może i nie słuchała sama Antka. Kim była kobieta ta, przychodząca niekiedy w odwiedziny do dziecka, które nikogo więcéj na całym świecie nie zdawało się obchodzić? Jakim był stan jéj? Jakiéj natury stosunki wią-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/247
Ta strona została uwierzytelniona.