A zajadały same, aż im szczęki latały i policzki wydymały się do potwornych rozmiarów. Łukasz, powtarzał półgłosem:
— W téj ostatniéj godzinie mojéj... powiedziała... daj mi obietnicę, że cudzego nie poruszysz... Rzekłem jéj: tak mi Panie Boże dopomóż, w ostatniéj godzinie mojéj...
Lękliwe spojrzenia rzucał dokoła i szeptał:
— Kiedy Chrystus Pan pokaże się na obłokach i podzieli ludzi na kozły i barany...
Siwe brwi jego zsuwały się i jeżyła się nad łysą czaszką szczypta białych włosów. Brał czoło w dłonie i lamentować zaczynał:
— Oj Nastasiu! Nastasiu! czemuś ty mię odumarła i biédnego sierotę na świecie tym zostawiła... Ani mi teraz u kogo poradzić się, ani przy kim serca strwożonego uspokoić... Wieczne odpoczywanie racz jéj dać, Panie, a światłość wiekuista...
Piérwszy wieczór zszedł cały na wahaniach się tych, trwogach i lamentach. Wpływ Anastazyi, która, za życia, łajaniem i kułakami, może téż wierném przywiązaniem swém, utrzymywała męża w granicach trzeźwości i uczciwości, i teraz jeszcze w zupełności nie zniknął. Słabą jest przecież moc umarłych nad żywymi; słabą i łatwo poddającą się pokusom bywa natura ludzka.
— Do królestwa niebieskiego droga daleka i przez czyściec wiodąca!... — zawołał nazajutrz Łukasz i z rozpaczliwą decyzyą zabrał się do używania darów bożych, tak obficie dokoła niego zgromadzonych, że aż ręce mu się trzęsły, a wargi, w rozkosznym uśmiechu, otwarte drżały, gdy czynił pomiędzy niemi wybór i, ku wspólnemu z otaczającymi ich używaniu, przyrządzać je zaczynał.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/257
Ta strona została uwierzytelniona.