Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/260

Ta strona została uwierzytelniona.

kiedy widoczném stawało się, że pożądliwości ciała odzéwały się i w nim także z mocą wielką. Mimowoli i nieprzezwyciężenie wzrok jego odrywał się od grubéj spełnianéj roboty, a ukośnemi spojrzeniami biegł ku smażącym się mięsiwom, lub rozsypanym na podłodze rumianym jabłkom, a z za stérczących końców czerwonawéj chustki widać było, jak kościste gardło jego pracowało w ciągłém przełykaniu śliny. Wyszukiwał wtedy pomiędzy papiérami i szewckiemi narzędziami kawałek zeschłego czarnego chleba, który zanurzał w garnku z wodą i, jedząc zwolna, łagodził sobie tantalowe męczarnie spoglądania na żywność, któréj tknąć nie chciał.
— Czyniłem tak od najwcześniéjszéj młodości mojéj, — mówił, — odmawiałem sobie wszystkiego, umartwiałem się, zwyciężałem ciało moje... I dla tego to! wierzcie mi, duch mój wzrósł i spotężniał, dla tego stałem się takim... jakim jestem!
Podnosił głowę i długą swą bladą rękę przyciskał do piersi z takim na twarzy wyrazem, że widać było, iż radosne poczucie wielkości własnéj dopomagało mu niezmiernie do przenoszenia bólu, kurczących się z głodu, wnętrzności.
Nikt mu sprzeciwiać się, ani zaprzeczać, nie myślał; owszem, patrzące nań i słuchające go istoty ludzkie miały go téż za wielkość niedościgłą i niezupełnie im zrozumiałą, wywierającą przecież na nie wpływ pociągu, potężny przez zaspakajanie tysiąca ich ciekawości, przez drażnienie tysiąca pragnień ich i żalów. W całém otoczeniu człowieka tego, zwiększającém się niekiedy ludźmi, którzy przybywali tu z ulicy, siadali w kątach izby, palili fajki, słuchali go i podziwiali; jedna tylko zgrzybiała żebraczka, ze zczer-