Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/261

Ta strona została uwierzytelniona.

niałą skórą na twarzy i rękach, zdawała się przedstawiać duch sprzeciwieństwa i objawiać powagę względem tego, który dla wszystkich innych sam był uszanowanie budzącą powagą. Od pierwszego zaraz wieczora, w którym małe szczury ściągać zaczęły do izdebki obfite spiżarniane zapasy, stara Kępowa przestała gdérać i wyrzekać i jednym tylko, ale często powtarzającym się, gestem rozmawiała z synem. Z rana, zbudziwszy się i usiadłszy na swym barłogu, patrzała na niego dopóty, dopóki nie zwrócił ku niéj spojrzenia. Wtedy, milcząc, podnosiła wyschły swój, czarny palec i trzęsła nim w powietrzu zawzięcie a długo. Z gestem tym wchodziła zawsze z ulicy do izdebki; wieczorami zaś, wychylając się z kąta swego, wlepiała w syna mgliste, spłowiałe źrenice swe i pochwytywała każdą sposobność, aby wznieść znowu palec i trząść nim dopóty, aż spuścił lub odwrócił oczy. W milczącym geście tym skieletowatéj jéj ręki i w uroczystym, wyrazie okrywającym wtedy skurczoną, bezzębną jéj twarz, wyczytać można było rozpaczliwe upominanie i ponurą groźbę.
Nie każdego jednak wieczora ucztowano i bawiono się w sklepionéj izdebce. Owszem, zdarzały się często i takie, w których dzieci przychodziły blade, zziębłe, z pustemi rękami. Wtedy Antka nawet nie śmiała się już i nie przyprowadzała z sobą swego kota. Smutne i znudzone, siadały najbliżéj pieca i w milczeniu zdawały się oczekiwać na coś, na sen może, który jednak nie chciał sklejać powiek cierpiących i zdenerwowanych tych istot. Dla Kępy przecież wieczory takie były istnemi festynami. Opuszczał on wtedy szewcką swą robotę, a swobodny od wstrętów i umartwień, uczuwanych w wesołéj dla innych porze uczt, przysuwał jedyny stołek swój do pieca, w którym żarzyły się