Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/267

Ta strona została uwierzytelniona.

— I takich durniów, jak ty, w srogich boleściach rodzić będziem...
Kępa pochylił nizko głowę i zamyślonym głosem mówić zaczął:
— Niemowlęta, których pielęgnowanie oblewa potem czoła matek i z oczu ich łzy wyciska, przyjmie na potężne ramiona swe społeczeństwo; zgrzybiałych starców, którzy obciążają kroki i trują dni dojrzałych mężów, szerokiém swém skrzydłem, okryje społeczeństwo. Z ramion i nóg człowieka spadną wszystkie ciężary i wszystkie więzy; ojcem i matką, bratem i siostrą, dziecięciem i przyjacielem, będzie mu ludzkość.
W ten sposób, z kartoflem upieczonym w jednéj ręce, ze szczyptą soli w drugiéj, nauczał i z wiernymi swymi rozprawiał Kępa. Wychudłą dłonią swą gładził on przytém, od chwili do chwili, rozrumienioną, pod ciepłem żaru a pożądliwie na kartofel patrzącą, twarz Antki, albo wkładał pożywienie w nadąsane i po ptaszęcemu otwierające się usta Misia.
Jeden z uczniów jego nie bywał przecież obecnym wieczornym tym scenom.
Maurycy Lirski, nie mogąc pogodzić się z towarzystwem, które wieczorem znalazł był raz w sklepionéj izdebce, odwiedzał nowo poznanego mistrza w południowych godzinach. Rozmawiali z sobą codzień prawie i długo, ale sam na sam.