Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/270

Ta strona została uwierzytelniona.

w nas nieomylna natura, zadość uczynić. Ludzie są równi sobie i tylko niesprawiedliwość wielka sprowadzić mogła na tę ziemię wszystkie złe i przykre rzeczy. Kiedy wszystko na świecie przewróci się do góry nogami, wtedy dopiero zapanuje prawdziwy raj...
Używał teraz w mowie swéj wyrażeń, których dawniéj, przed spotkaniem z Kępą, nie zrozumiałby nawet. Widoczném było, że powtarzał to, co mu kędyś przez kogoś powiedzianem zostało. Był jednakże silnie i szczerze przejętym, świeżo zdobytemi wiadomościami, a pełnym istotnego zapału dla nadziei, które w nim obudzono, i pomysłów, które przed nim odkryto. Wzrok jego, zatrzymujący się dotąd na najbliżéj umieszczonych i najściśléj związanych z nim samym drobnych przedmiotach, olśnionym został perspektywą, która nagle i po raz piérwszy w życiu jego roztworzyła przed nim, pełne obietnic, swe głębie. Do pustéj głowy téj, wiedziona tam nicią osobistych żądz i zażaleń, po raz piérwszy zawitała idea i upoiła ją, jak narkotyk, sprowadzający rozkoszne sny. W najmniéjszym stopniu nie zostawał on w możności dokonania krytycznéj analizy nad ideą tą i wszelkiemi składowemi jéj częściami; widział tylko przed sobą świat jakiś inny, nowy, raj, w którym drzewa rodziły pasztety i befsztyki, fontanny tryskały najwytworniéjszemi winami, stawy i jeziora, zamiast lodem, napełnione były srebrzystem punch-glacé; raj, w którym mnóstwo dziewic, jak krople wody podobnych do kuzynki Aurelii, wyciągały ku niemu miłosne ramiona; w którym skromne nazwisko jego wymawianem było przez ludzi z taką samą, uszanowania pełną, intonacyą głosu, jak dziś wymawianemi były nazwiska wuja jego i równych mu „wielkich tego świata.“ W snach i na jawie, nerwami i wyobraźnią,