Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/275

Ta strona została uwierzytelniona.

zarysach, wystawiała na księżyc bose tylko stopy; daléj zaś nieco spały jeszcze istoty: dziewięcioletni Miś, którego cherubinowa twarz, zadąsana w śnie nawet, gniewać się zdawała na księżyc, czy na spuszczającego się z sufitu Amorka; Damek z długiemi uszami, ramieniem obejmujący szyję Antki, i Antka, która, wyciągając na podłodze długie swe nogi, głowę opiérała na ramieniu chłopca, a gęstemi włosy swemi okrywała mu piersi. Starca i dzieci sen zaskoczyć tu musiał pośród uczty obfitéj, w dziwnéj spiżarni téj odbywanéj, bo nietylko starzec w ręku swém trzymał wilgotną jeszcze łyżkę, ale, obok bosych stóp ukrytego w cieniu Tomka, stał garnek, w połowie jeszcze napełniony wybornym, lipcowym miodem: pyzate policzki i aż zmarszczone czoło Misia uczernione były powidłami, a ramiona jego silnie przyciskały do piersi słoik, z trochą jeszcze przysmaku tego na dnie; dokoła zaś Damka i Antki leżało mnóstwo nadgryzionych i niedbale, w przesycie jakby, rzuconych jabłek, okruchów bułek i sérów, kawałków wędzonego mięsiwa. Majestatyczna starość i niewinne dzieciństwo, ze spokojem niepokalanym, z zadowoleniem naiwném a głębokiém, usypiały tu pomiędzy szczątkami zdobytych przez się i zużytkowanych łupów.
Moryś uśmiechał się.
— Aha! — szepnął, — maluczcy i cierpiący... tęgo sobie dziś balowali... ale, zkąd oni mogą dostawać sobie to wszystko?
Tu spostrzegł przedmiot, którego dotąd nie zauważył jeszcze. Obok Damka leżało na ziemi coś, silnie błyszczącego pod światłem księżyca, coś, jakby pęk kluczy lub innego jakiegoś żelaztwa. Pewny, że nie obudzi nikogo z tych, którzy tak głęboko i rozgłośnie usypiali, Moryś cicho bardzo postąpił kroków parę, pochylił się i patrzał.