Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/277

Ta strona została uwierzytelniona.

— Och! gdybym mógł go złapać!
Z wewnętrznym tym namiętnym wykrzykiem otworzył drzwi izdebki Kępy. W oprawie nizkich a szerokich drzwiczek, na tle malowanych ścian i żółtego światła łojówki, ukazał się Kępa, siedzący przed skrzynią i ze zgarbionemi plecami, z profilem, skurczonym od wielkiego natężenia myśli, z okiem, pod czerwoną powieką rozgorzałém, piszący, piszący, piszący z zaciekłością gwałtownego i wahań się żadnych, ani namysłów nie znającego, natchnienia. Nazajutrz Kępa wychodził na miasto w długim swym i starym, lecz bardzo starannie oczyszczonym, surducie i z czerwonawą chustką w inny nieco niż dotąd sposób zawiązaną. Pozbyć się jéj całkiem nie mógł, gdyż w więzieniu przemroził sobie był uszy tak bardzo, że lękały się one strasznie każdego zetknięcia się z powietrzem, lecz zawiązał ją z większém uwzględnieniem estetyki, czyli, że końce jéj nie pod brodą, jak wprzódy, ale nad głową mu sterczały. Na głowie, zresztą, miał kapelusz stary bardzo i odmiennéj mody, ale formę cylindra posiadający, a na rękach czarne, ogromne, połową niezapełnionych palców zwisające, rękawiczki. Uczynił wszystko co mógł, aby powierzchownym wyglądaniem swém nie zrazić i nie zniechęcić ludzi, do których się udawał. Teraz już miał głębokie przeświadczenie, że ubiór jego był doskonale prawidłowym, blizkim nawet wykwintu, a zniżenie się to do wymagań światowych uważał sobie za ważne uczynione ustępstwa i ciężką ofiarę dla idei poniesioną.
Niezmiernie starą a papiérami wypchaną tekę pod ramieniem niosąc, kroczył on ulicami miasta i wchodził w bramy pięknych domów i kamienie, z kapłańską powagą i uroczystym wyrazem twarzy. Pomimo powagi przecież i uro-