Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/280

Ta strona została uwierzytelniona.

galnym i niemal pokornym przemawiał on w ten sposób, stawał się istotnie i dla najweselszego nawet wzroku wzruszającym. Zdarzało się téż, że, dla przyniesienia mu ulgi przez chwilowe obudzenie nadziei i okazanie mu szacunku niejakiego, kryjąc uśmiech, proszono go o pozostawienie rękopismu na dni kilka, dla przeczytania... przejrzenia... Lecz Kępa, na rozstanie się ze skarbem swoim, za nic zgodzić się nie chciał.
— Któż mi zaręczy, — wołał, — że nie zdradzicie mię, że nie zniszczycie kart tych, krwią i łzami niemi zapisanych, skoro przekonacie się, że nie zawierają one żadnych dla was pochlebstw i obietnic, lecz, przeciwnie, pełne są srogich nauk i gróźb...
Tu wybuchały już dokoła niego, niepodobne do powstrzymania, śmiechy, niektórzy, obraźliwsi lub ostrożniéjsi, a coś niedobrego w wyrazie twarzy jego dostrzegający, rozkazywali mu bez ceremonii, aby szedł za drzwi. Kobiety jednak i dzieci stale i gorąco ujmowały się za nim. Te ostatnie przynosiły mu czasem cukierki, owoce lub inne przysmaki i, wdzięczne za zabawę, którą im sprawiał, pieszczotliwie dotykały rąk jego, odzieży i lnianych, miękkich, siwiejących włosów. Wtedy po twarzy Kępy rozlewała się nieopisana rzewność i czułość, przyjmował ofiarowywane mu dary, a małych ofiarodawców brał w objęcia, ze zmięszaniem tkliwości i namaszczenia całował białe ich czoła, mówiąc przytém:
— Biedne, biedne małe istoty! wyście niewinne jeszcze, nieskalane łzami i potem waszych bliźnich, wasze ofiary i pieszczoty przyjąć mi wolno... lecz, o! cóż się stanie z wami, gdy wybije godzina sprawiedliwości i wielkich katastrof... biedne ofiary losu, który rozkazał wam urodzić się na łonie zbytku, pychy i samolubstwa: