Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/283

Ta strona została uwierzytelniona.

Niekiedy monotonnym, sennym głosem snuł żale swe i marzenia.
— Szczęśliwi ci, których wzrok nie ścigał nigdy słońc, zawieszonych wysoko, i których myśl nie kąpała się nigdy w płomieniach wielkich miłości! Szczęśliwi ci, którzy urzeczywistnić mogli sielankę młodych lat swoich, a o zachodzie życia, jako pogodne wieczory, znikają zwolna, przy blasku swoich gwiazd! Szczęśliwi ci, których myśli i żądze, drzémiącą strugą, po gładkich płyną równinach i którzy serc swych nie wydzierają z piersi, aby je rzucać w ofiarne płomię ołtarzy!... Szczęśliwi...
W sposób ten marzyłby i żalił się długo jeszcze, lecz przed nim podnosiła się wysmukła postać młodzieńcza, a rozognione czarne oczy, wpijając się w twarz jego, mowę mu tamowały. Sylwek podnosił się, prostował i może, przez senny głos ten, wypowiadający skargi swe i tęsknoty, natchniony, wołał:
— Nie, nie! nieprawdę mówicie! Ja nie tak myślę! ja nie tego żądam! powiem wam, kto szczęśliwy!...
I zarzucając na głowę oba swe gibkie ramiona, z drgającą twarzą, wzniesioną w górę, mówić zaczynał:
— Szczęśliwy byłby ten, ktoby miał takie szerokie i mocne skrzydła, ażeby na nich do wysokiego słońca zalecieć, w złotą twarz jego spojrzéć i napić się jego promieni! Szczęśliwy byłby ten, ktoby zamienił się w drzewo, na pustém polu stojące, i niczego nie chciał i żadnych żalów nie miał, a tylko słuchał, jak ptaki śpiewają w gałęziach, a wiatry niebieskie szumią i grają w powietrzu! Szczęśliwy byłby ten, ktoby zamienił się w śpiewanie, w muzykę i leciał nad światem, na wietrze, na chmurze, na szerokie pole, pieśni jak paciorki sypał, na wysokich wieżach sia-